Lubuskie Towarzystwo Genealogiczne

Forum Lubuskiego Towarzystwa Genealogicznego


#1 2014-01-02 22:43:04

 zefir454

Administrator

Skąd: Smolno Wielkie
Zarejestrowany: 2013-12-20
Posty: 335
Punktów :   
WWW

Niemieccy emigranci w Australii- cz. I

Poniżej rozpoczynam publikację obszernego artykułu pana Michała Monikowskiego, zamieszczonego na stronie http://www.magazyn.ekumenizm.plna temat emigracji Niemców z obszaru dzisiejszej Ziemi Lubuskiej. Artykuł ukazał się w czterech częściach.

Pierwsi, którzy nazywali siebie Australijczykami - część I
Autor: Michał Monikowski
Data: 26.04.2005 20:17
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszymi, którzy nazywali siebie Australijczykami, byli Niemcy. Pierwsi Niemcy zaczęli przybywać do Australii w pierwszych latach XIX wieku. Pierwszymi zaś zorganizowanymi grupami osadników niemieckich były grupy staroluteranów, które przybywać zaczęły w drugiej połowie lat trzydziestych tego samego stulecia. Pochodziły one z pogranicza wielkopolsko-brandenbursko-dolnośląskiego. To ich historię prezentujemy poniżej. Pierwszą z tych grup była grupa, której przywódcą był August Kavel, pastor ze wsi Klemzig (dzisiaj Klępsk) koło Zbąszynia (Bentschen).

Der "Kirchenstreit" in Preussen

U źródeł emigracji luterańskiej do Australii leżały wysiłki na rzecz zjednoczenia Kościołów ewangelickich. Król Prus, Fryderyk Wilhelm III von Hohenzollern, zamierzał doprowadzić do zjednoczenia protestantów. W tym celu ustanowił w 1817 roku tzw. Unię Pruską na mocy dekretu gabinetowego. W 1821 roku wprowadzono nową księgę, regulującą zasady sprawowania nabożeństw (tzw. Agenda), w tym Eucharystii. Zawarte w niej reguły spotkały się ze sprzeciwem wielu luteranów, dla których oznaczały one ustępstwa w sprawach wiary. Konflikt zaostrzył się począwszy od 1830 roku, kiedy to odbywały się obchody trzechsetlecia Konfesji Augsburskiej. Wtedy to król, wydanym przez siebie dekretem, zażądał, by uroczystości te obchodzono zgodnie z wydanymi 9 lat wcześniej regulacjami. Opozycja wobec owego dekretu znalazła największy oddźwięk we Wrocławiu, stolicy Śląska, a jej głównymi przywódcami byli dr J.G. Scheibel, dr G.P.E. Huschke oraz H. Steffens.

Początkowe próby skłonienia opornych wobec unii za pomocą perswazji nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Toteż, począwszy od roku 1834, stosować zaczęto środki przymusu. Duchownym odmawiającym stosowania się do instrukcji odbierano prawo sprawowania posługi duszpasterskiej, a miejsce ich zajmowali duchowni - zwolennicy unii. Nabożeństwa odprawiane prywatnie zostały zakazane, a ich uczestnicy karani byli aresztem oraz grzywnami. Pastor luterański chrzczący dziecko karany był grzywną 50 talarów, dziecko zaś poddawane było ponownemu chrztowi przez pastora unii.

Do jednej z bardziej spektakularnych akcji zjednoczeniowych doszło we wsi Hoenigern w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia 1835 roku. Około 400 żołnierzy piechoty oraz 50 huzarów z bagnetami i szablami wypędziło kobiety z miejscowego kościoła luterańskiego i wprowadziło tam pastora unii. Wojsko zatrzymało się we wsi tak długo, aż wreszcie luteranie znów zaczęli uczęszczać na nabożeństwa. Takie i podobne wydarzenia zrodziły w wielu chęć wyemigrowania. W 'modzie' było wówczas emigrowanie do USA oraz do Rosji. Ale do… Australii?



Pierwotnie pastor Kavel zamierzał zorganizować emigrację do USA i w tym celu udał się do Londynu. Spotkał tam jednak pewnego szkockiego przedsiębiorcę, baptystę George Fyfe Angas. Człowiek ten założył firmę pod nazwą South Australian Company i poszukiwał chętnych do pracy w Południowej Australii. Pastor Kavel ze swymi staroluteranami "spadł mu z nieba". Ponieważ od roku 1837 pewna liczba niemieckich rzemieślników już dla niego pracowała, i był on z ich pracy zadowolony, dlatego postarał się, by Kavel zamiast do Ameryki, skierował swoją wspólnotę do Australii.

Nie od razu jednak było to możliwe, gdyż władze Prus początkowo nie zamierzały zgodzić się na emigrację staroluteranów. Nawet gdy już udzielono zgody [1], wciąż opóźniano wydawanie paszportów. Czyniono tak nawet wówczas, gdy wielu z nich posprzedawało swój dobytek. W międzyczasie pastor Kavel i Angas utrzymywali kontakt listowny. W jednym z listów do Angasa Kavel wspominał przypadek pewnego dolnośląskiego właściciela ziemskiego, „barona von Koszutski”, który za współpracę z luterańskimi opozycjonistami oraz za udzielanie w swym domu gościny „nielegalnym” nabożeństwom, ukarany został przez władze utratą części majątku oraz uwięzieniem na kilka miesięcy.

Pierwsza grupa, licząca ponad 200 emigrantów wyruszyła na barkach ze wsi Cigacice (Tschicherzig) 8 czerwca 1838 roku. Płynęła Odrą aż do kanału, dalej Szprewą do Berlina (17 czerwca). Następnie Hawelą i Łabą do Hamburga. Tam jednak wypadło poczekać ponad miesiąc zanim można było wejść na pokład statku. Przyczyną było wspomniane wyżej trudności z paszportami. Z Hamburga grupa została zabrana dwoma żaglowcami (“Prince George” i “Bengalee”) w ponad czteromiesięczną podróż do Australii (8 i 9 lipca), do której udać się można było, opływając po drodze całą Afrykę (nie było jeszcze Kanału Sueskiego). Obydwa żaglowce dopłynęły w okolice Port Adelaide 16 listopada (“Bengalee”) oraz 18 listopada (“Prince George”). Nieco później wypłynęły z Hamburga dwa inne statki: “Zebra” oraz “Catharina”.

Żaglowcem “Prince George” przybyły do Południowej Australii rodziny z następujących miejscowości: Okunin (Langmeil), Klępsk (Klemzig), Kargowa (Unruhstadt), Kolesin (Goltzen), Żółków (Salkau), Karczyn (Harthe), Krężoły (Krummendorf), Trzciel (Tirschtiegel), Łęgowo (Lang Heinersdorf), Kępsko (Schönborn), Ostrzyce (Ostritz), Kielcze (Keltschen) oraz Kije (Kay).

Z około 500 pasażerów z owych czterech statków w drodze zmarło 30 ( 14 na “Prince George”, 12 na “Zebrze” i 4 na “Catharinie”).

Z Klemzig do ...Klemzig.

Miejscem, do którego dopłynęły żaglowce, było położone o kilometr na północ od dzisiejszego Port Adelaide, zwanego wówczas "Port Misery". Nazwa jak najbardziej trafna, gdyż oprócz mokradeł i błota było tam niewiele. Stamtąd wyprawiano się na poszukiwanie odpowiedniej lokalizacji na osiedlenie. Wybrano ziemię, stanowiącą własność Angasa, a położoną ok. 7 km na północny wschód od centrum Adelaide. Założoną w ten sposób wieś nazwano Klemzig, czyli tak jak tę opuszczoną w Niemczech.

Wielu autorów południowoaustralijskich pozostawiło swoje wspomnienia o Niemcach. Jednym z wybitniejszych był John W. Bull. W książce “Early Experiences of Colonial Life”, napisał między innymi, że Angas, „ów zamożny i skłonny do dobroczynności gentleman, nigdy nie uczynił lepszego użytku ze swych pieniędzy niż wtedy, gdy użyczył grupie luteranów środków na imigracje do kolonii, by mogli oni uciec od prześladowań, którym poddawani byli we własnym kraju”.

“Aż do momentu przybycia emigrantów mieszkańcy Adelaide byli niewystarczająco zaopatrywani w warzywa oraz nabiał i to po wygórowanych cenach - masło po 2 szylingi i 6 pensów za funt, jaja po tej samej cenie (…) Po jakimś czasie zaczęto widywać cały sznur matron i dziewcząt, udających się w drogę do stolicy w niemieckich strojach".

Żywność sprzedawały w stolicy bardzo tanio, więc popyt był zapewniony. Wkrótce też osadnicy pozbyli się długów zaciągniętych uprzednio na zakup ziemi.

Oddajmy na chwilę głos innemu świadkowi omawianych wydarzeń. W sposób typowy dla angielskiego dziennikarstwa owych lat scharakteryzował on nowo powstałą osadę oraz ich mieszkańców. Poniżej szersza część opisu zamieszczonego 1 maja 1839 roku w Southern Australian:

"(…) Jak Adelaide, otoczony jest on majestatycznymi drzewami i w wielu miejscach oferuje bliskie widoki naszego wspaniałego łańcucha wzgórz. Rzeka wije się obok wsi i o tej porze roku posiada wodę o znacznej głębokości. Aura spokoju przenika to miejsce, będące dokładnie takim, jakie wyobraźnia odmalowałaby jako przystań prześladowanej pobożności.

Przedsiębiorczość i spokojna wytrwałość niemieckiego charakteru zostały w Klemzig rozwinięte w całej pełni. Minęło zaledwie cztery do pięciu miesięcy odkąd ludzka ręka poczęła tutaj usuwać ślady dzikości, a już zbudowano niemal trzydzieści domów - niektóre z nich dobre i obszerne. Wszystkie są schludne, czyste i wygodne. Są przeważnie zbudowane z pise (tj. z ubitej gliny – przyp. M.M.) lub z niewypalonej cegły, stwardniałej od słońca. (…). Sami mieszkańcy są niemniej interesującymi obiektami kontemplacji. Przybysz zastanie ich, wszystkich co do jednego, zajętych oraz pogodnych niczym angielskie pszczoły na wiosnę. Poza domem pielą lub podlewają albo budują, albo łowią, doją, myją, ścinają drzewa lub niosą wodę. (…) Nawet dzieci, zbyt małe, by pracować, jednak wystarcząjąco duże, by się uczyć, znajdziemy podczas godzin szkolnych, pobierające naukę od swego znakomitego i niezmordowanego pastora.

Przybysza uderza miłe usposobienie i grzeczne maniery tych ludzi. Mężczyzna unosi kapelusz, gdy cię mija i kłania się z zachowaniem odległym od prostactwa i służalczości. Kobieta, choć może ugina się pod ciężarem niesionego drewna, uśmiecha się, okazując przechodzącemu przybyszowi wyraz pełnej szacunku uprzejmości. Nawet nieliczni tubylcy pomagający im w niektórych pracach, zdają się przejmować ich ducha, postępując z rezerwą i nie narzucając się.

Nie uwłaczamy w niczym naszym pracującym rodakom w Adelaide, jeśli stwierdzimy, że mogą oni pobrać jedną lub dwie użyteczne lekcje od naszych niemieckich braci z Klemzig.

Ufamy, że powyższe obserwacje nie zostaną przyjęte jako będące nie na miejscu. Uważamy bowiem, że nasi sąsiedzi zasługują na uwagę z naszej strony. Wygnani z własnego kraju, gdyż nie ugięli się przed tą najgorsza formą tyranii usiłującą skuć łańcuchami ludzkie umysły i dyktować im wiarę, przybyli tutaj, wznieśli swój ołtarz wśród nas i prezentują nam model praktycznej kolonizacji wart naszego indywidualnego naśladownictwa." [2] (obraz w powiększeniu).

Dziś wieś ta, wciąż zachowująca swoją nazwę, stanowi dzielnicę Adelaide. Pierwotnych domów pionierskich już tam nie ma. Nie ma również niegdysiejszego kościoła luterańskiego - pierwszego kościoła luterańskiego w Australii, ani małego cmentarza naprzeciwko niego. W miejscu, w którym się ten cmentarz znajdował, jest dzisiaj Pioneer Memorial z metalowymi tablicami w miejscach grobów niektórych z pochowanych tam mieszkańców oraz skromny postument, wystawiony tam w roku 1936

Michał Monikowski

Przypisy:

[1] Po mniej więcej dwóch latach oczekiwania otrzymano zgodę króla Fryderyka Wilhelma III, wydana 10 marca 1838 roku:

„Z wielkim bólem dowiedziałem się, ze niektórzy z moich poddanych, skądinąd dobrzy i religijni ludzie, lecz zaślepieni i zmyleni przez fanatyzm i herezję i nie ufający moim ojcowskim deklaracjom i napomnieniom, uparcie oddają się iluzji, że stare nauczanie luterańskie ma zostać zakazane – co oczywiście nigdy nie było naszą intencją. Nie zwracając przeto uwagi na nic, co mogłoby to dla nich uczynić rzeczą jasną, są oni całkowicie przekonani o czymś wręcz przeciwnym i przygotowują się wręcz do opuszczenia swych miejsc rodzinnych, aby, jak sądzą, poszukiwać staro-luteranizmu tysiące mil od domu, w Południowej Australii, dokąd fanatyczni liderzy zamierzają ich zabrać, aby tam oddać się całkowicie swym religijnym, fanatycznym planom utopijnej niezależności, jak ją sobie uformowali w swej imaginacji.

Tymczasem, jeśli zwiedzeni mieliby silę oderwać się od owych hipokrytów, którzy ich usidlili i sprowadzają na nich utrapienie wahaniem sumienia, to mogliby, tak jak do tej pory, pozostać wierni i lojalni starym, niezafałszowanym naukom luterańskim zachowanym w Konfesji Augsburskiej. W żadnym wypadku nie mogło być powodu do obaw przed dyskryminacją ich wiary, jako że otrzymali już oni zapewnienie, że gdy tylko tego zechcą, ich pastorzy mogliby formalnie zobowiązać się do nauczania i głoszenia niczego innego niż wspomniana wyżej doktryna luterańska.

Dlatego też zawróćcie wy, którzy jesteście zwiedzeni! Jest jeszcze czas, by zaniechać kroku, którego z całą pewnością przyjdzie wam żałować, a który nie może przyczynić wam dobrobytu wiecznego ani doczesnego. Jeśli jednak zamierzacie upierać się zawzięcie przy kroku, na który zdecydowaliście się, nakazuję wam ściśle przestrzegać wydanych nakazów dotyczących emigracji, w którym to wypadku mogę jedynie was żałować, lecz muszę pozostawić was waszemu losowi.”

(Schubert, David :”Kavel's People. From Prussia to South Australia”. Lutheran Publishing House, Adelaide 1985, s.64; Iwan, W.: “Um des Glaubens willen nach Australien”, 1931, s.131)

[2] Cytowane za: D.Schubert. Kavel’s People. Lutheran Publishing House. Adelaide, 1985, s. 87-88

Możemy się oczywiście domyślić, że osobami emigrującymi do Australii kierowały nie tylko motywy natury religijnej. Niemiecki autor W. Iwan w wydanej w Niemczech przed wojną książce „Um des Glaubens willen nach Australien” („Dla wiary do Australii”) cytuje zachowane jeszcze wówczas w Klępsku uwagi następcy Kavela, pastora W. Kaufmanna, dotyczące emigrantów:

„(...) Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że wszystkie emigrujące dorosłe osoby były świetlanymi przykładami chrześcijan. Następujące osoby zasługują na zaszczytne wspomnienie: panna Anna Elisabeth Hönke, panna Anna Rosina Rau, ogrodnik Georg Bothe, krawiec Rau i jego żona, leśnik Fiedler i jego żona oraz ogrodnik Lange. Nie bez chrześcijańskiego oświecenia i wiedzy, w sumie niepozbawionymi żywej wiary byli: żony mieszkańca Miegela i kołodzieja Petrasa, wdowa Rau, robotnik Hönke, ogrodnik Hönke, krawiec Hönke, wieśniak Thiele, murarz Schultz, slużący Jentsch, ogrodnicy Zilm i Pölchen oraz wieśniak Weber. Większość dorosłych była duchowo martwa lub nie posiadała rozeznania, by dać świadectwo wiary. Niektórzy z nich szukali ziemskiej fortuny, doczesnej wolności i doczesnego dobrobytu.. Większość wyjechała, gdyż inny członek rodziny zdecydował się to uczynić. Bez jakichkolwiek zasług byli służący Schultz, kołodziej Petras, pijak i hazardzista, cieśla Bothe, również pijak i hazardzista, robotnik Schubert, próżniak, żona robotnika Hönkego, złodziejka i kłamczyni, żona robotnika Christiana Rau, kobieta nieopanowana oraz parę innych osób, które łatwo dało się zastąpić.

Chwała niechaj będzie Bogu, który poprzez swe zbawcze działanie i łaskawe czuwanie Jego Ducha w ciągu moich trzech lat pracy tutaj, zastąpił również wszystkich tych emigrantów, którzy posiadali żywą wiarę. Tak, wieczna chwała niech będzie jego łasce, miłości i wierności. Amen!”

(Schubert, David :”Kavel's People. From Prussia to South Australia”. Lutheran Publishing House, Adelaide 1985, s.71)


Józef Pławski- członek Lubuskiego Towarzystwa Genealogicznego

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.grazycie.pun.pl www.strzelnica-rzeszow.pun.pl www.g7x8s1.pun.pl www.cargofrigo.pun.pl www.kosciejowi-niach.pun.pl